Jeśli myślisz, że Tatry Zachodnie to „pikuś”, mam dla ciebie propozycję, która cię zmęczy, zajedzie i cudownie sponiewiera 🙂 🙂 🙂 To forsowna pętelka, która zaczyna się na Grzesiu a kończy na Trzydniowiańskim Wierchu. A po drodze musisz przejść przez: Rakonia, Wołowca, Łopatę, Jarząbczy Wierch, Kończysty Wierch i Czubik. Brzmi ciekawie? Poczekaj aż zobaczysz widoki. MAGIA!
SPIS TREŚCI:
- Mapka i szlak
- Z Doliny Chochołowskiej na Rakonia
- Wołowiec 2063 m n.p.m. – Łopata 1957 m n.p.m. – Jarząbczy Wierch 2137 m n.p.m.
- Jarząbczy Wierch – Kończysty Wierch 2002 m n.p.m.– Trzydniowiański Wierch 1758 m n.p.m.
- Trzydniowiański Wierch – Dolina Chochołowska
Mapka i szlak
- Jeśli nocujecie w schronisku na Polanie Chochołowskiej i stamtąd wyruszycie na szlak, cała trasa wg mapy powinna zająć 9:45 minut
- Jeśli dojeżdżacie z Zakopanego, droga przedłuży się o 1:50 minut i 15 minut jazdy kolejką „Rakoń”
- Cały szlak z dojściem do Doliny Chochołowskiej to 12 godzin (wg mapy). Ja nigdy tyle nie idę, zawsze dłużej, więc należy uwzględnić „poślizg” i wyjść odpowiednio wcześniej.
- Wejście na Grzesia z Doliny Chochołowskiej: 1:15 minut wg mapy
- Przejście z Grzesia na Rakonia: 2:40 minut wg mapy
- Dojście z Rakonia na Wołowca: 30 minut wg mapy
- Czas przejścia z Wołowca na Jarząbczy Wierch przez Łopatę: 1:50 minut wg mapy
- Szlak z Jarząbczego na Kończysty Wierch zajmuje: 1:25 minut wg mapy
- Zejście na Trzydniowiański Wierch z Kończystego to 45 minut.
Z Doliny Chochołowskiej na Rakonia
Przejście Doliny Chochołowskiej zajmuje 3 godziny, ale można się wspomóc kolejką „Rakoń”, która zaoszczędzi nam 1:20 minut i 4 km drogi. Bez obaw, przez najważniejsze miejsca przejdziemy na nogach. Jak na przykład przez Wyżnią Bramę Chochołowską.
Przepiękne zabytkowe chatki pasterskie, też miniemy o własnych siłach. Odcinek, przez który jedzie kolejka to 4 km asfaltowej drogi.
Opis całej trasy przez Dolinę Chochołowską, informacje o kolejce Rakoń i różniste ciekawostki znajdziecie we wpisie:
Tego dnia wejście na Grzesia obfitowało w ciągłe zmiany: były chmury-za chwilę ich nie było. Podejście było urozmaicone ale niestety sam szczyt miał zerową widoczność. Byłam już na Grzesiu i jakoś mnie tam nie ciągnęło, ale Monia przeczytała w internecie, że są tam bajeczne widoki. No i uległam pod naciskiem…
Jesteśmy na pierwszym szczycie : Grześ 1653 m n.p.m. Cały szczyt spowiła mgła. Mina Moni-bezcenna. Tak to jest z Tatrami. Nie ma nic pewnego.
Bez problemu wlazłyśmy na drugi zaplanowany szczyt: Rakoń 1879 m n.p.m. Rakoń był dla nas bardziej łaskawy. Widoki wyłaniały się zza chmur ukazując bajeczny krajobraz Doliny Rohackiej po słowackiej stronie!
Cały szlak podejścia na Grzesia i Rakonia (ze szczegółami) znajdziecie we wpisie:
Wołowiec 2063 m n.p.m. – Łopata 1957 m n.p.m. – Jarząbczy Wierch 2137 m n.p.m.
Wołowiec ma 2063 m n.p.m. Stojąc na Rakoniu wydawało mi się, że Wołowiec jest jakąś ogromną górą! Okazało się że to tylko wrażenie a podejście nie jest najgorsze. Spodziewałam się prawdziwej mordęgi a poszło całkiem nieźle. Z Wołowca schodzi zielony szlak do Doliny Chochołowskiej. Poprzednim razem właśnie tędy schodziłam.
Taki widok towarzyszył nam na szczyt Wołowca.
Niestety pod szczytem kłębisko chmur. Ostatnie metry pokonałyśmy w takich oto warunkach.
O ile wejście na Wołowca nie było najgorsze, to już zejście nas dobiło. Schodziłyśmy po osypujących się kamieniach. Nogi dosłownie zjeżdżały niekontrolowanie w dół. Było GRUBO.
Mgła powoli opada. A przed nami odkrywa się przepiękny widok na Łopatę. Będziemy szły wąską granią Łopaty. Za nami Wołowiec tonie we mgle. W dole, po słowackiej stronie pięknie widoczna Jamnicka Dolina z Jamnickimi Stawikami. Łopata ma 1957 m n.p.m.
Po dwóch godzinach ukazuje się strome podejście na Jarząbczy Wierch. Już po kilkunastu minutach dociera do nas trudna prawda, że i z tego szczytu nic nie zobaczymy. Szczyt Jarząbczego Wierchu leży całkowicie po słowackiej stronie i osiąga wysokość: 2137 m n.p.m.
Jarząbczy Wierch – Kończysty Wierch 2002 m n.p.m.– Trzydniowiański Wierch 1758 m n.p.m.
Schodząc z Jarząbczego Wierchu spotkałyśmy parę całkiem młodych osób. Dziewczyna zapytała poważnie:
- Czy są tam jakieś skalne przeszkody? – i wskazała głową w stronę, z której właśnie przyszłyśmy.
Spojrzałyśmy na siebie ze zdziwieniem. „Ccccooo? Jakie przeszkody?”
Już wkrótce miało się okazać, że zejście z Jarząbczego i większa część drogi są usiane kamiennymi górkami.
Wchodzisz na nie i schodzisz, wchodzisz i schodzisz… Niby niewielkie a dają popalić.
Takie to „skalne przeszkody” stanęły nam na drodze.
Widok przecudny. Spod mgły, co rusz wyłania się Jamnicka Dolina, zbocze Łopaty i gdzieś daleko za mgłą Wołowiec.
Ostatnie „skalne przeszkody” pokonane i podchodzimy pod szczyt Kończystego Wierchu. I nie uwierzycie! Właśnie kiedy MY wchodziłyśmy na szczyt, mgła zakryła wszystkie widoki! No, naprawdę trzeba mieć pecha, żeby wszystkie sześć szczytów było za mgłą, w momencie naszego wejścia!
Szlak graniowy z Kończystego Wierchu do Trzydniowiańskiego Wierchu nie stanowił już problemu. Podejście było niewielkie a w rejonie Czubika pojawiły się fantastyczne widoki.
Nasz ostatni szczyt. Spokojnie możemy podziwiać widoki. W dole widać już Dolinę Chochołowską, co za ulga.
Trzydniowiański Wierch – Dolina Chochołowska
Z Trzydniowiańskiego do Doliny Chochołowskiej prowadzi po prostej linii szlak czerwony. Droga wg mapy wydaje się prosta, ponieważ cały czas idzie w dół, w jednym kierunku.
Najpierw pojawia się tysiąc korzeni z wyciętej kosówki. Wygląda, jakby ktoś całkiem niedawno wykarczował tu mały las. Potem ścieżka wchodzi w las, nie ułatwiając zejścia.
Jakby tego było mało, schodzi się pod sporym nachyleniem a korzenie zastępują kamienne stopnie. Wbrew temu co się wydaje, wcale nie jest łatwiej. To bardzo forsowne i trudne zejście.
Schody nie miały końca…
Szlak wychodzi na Dolinę Chochołowską, skąd już tylko 30 minut do schroniska.
Parę minut później jesteśmy już przy chatkach. Wróciłyśmy do schroniska na Polanie Chochołowskiej. Monia pobiegła pod prysznic, zjadła, spakowała się i nawiązała nowe znajomości. Ja padłam jak pies pluto. W ubraniu… bez kąpieli… spałam na swoich własnych okularach…, które musiałam niestety rano wyrzucić. No cóż… prawie dwadzieścia lat różnicy…