Lubań należy do Pasma Lubania w Gorcach. Jest to góra magiczna. Od dawna przebywali tu znachorzy i zielarze i czarownicy. Właśnie jeden z czarowników wypowiedział straszne przekleństwo i całe stado owiec wraz z juhasami zapadło się pod ziemię. Do dziś w lipcu na św. Jakuba słychać na górze nawoływania juhasów i dzwonki owiec.
SPIS TREŚCI:
Jak tam dojechać ?
Moja wycieczka zaczyna się w Kluszkowcach. Ponieważ nocowałam w Ochotnicy Górnej, dojazd do wioski zajął mi zaledwie 30 minut (23 km) przez Knurów – DW969. Do Kluszkowców dojedziesz z:
Nowego Targu | w 35 minut | 25 km | DW969 |
Nowego Sącza | w 1 godzinę | 55 km | DW969 |
Rabki Zdrój | w 1:15 minut | 45 km | DW969 i DK47 |
Krakowa | w 2:15 minut | 115 km | DW969 |
Wrocławia | w 4:25 minut | 370 km | A4 |
Aby dojechać z Dolnego Śląska trzeba zaplanować kilkudniową wyprawę, ponieważ kilkugodzinna droga wyklucza jednodniowy wypad. Do Ochotnicy Górnej, Dolnej, czy Kluszkowców dostaniemy się z: Legnicy w 5 godz. ( 431 km) / A4. Po drodze mamy dwa płatne odcinki autostrady.
Parking
Z Kluszkowców podjeżdżamy pod górę Wdżar. Zimą jest to stok narciarski Czorsztyn-SKY, latem ścieżki rowerowe. My jednak obejdziemy ją łukiem. Od Kluszkowców podjeżdżamy drogą DW969 i przy głównej drodze mamy bezpłatny parking. Jest tu przystanek autobusowy .
- Przy parkingu jest bacówka. W sezonie można zakupić oscypki. W tle góra Wdżar.
Mapka i szlak
Na Lubań jest kilka szlaków. Ponieważ kilka dni już chodziliśmy po górach i zmęczenie dawało się we znaki, wybrałam jeden z krótszych szlaków: niebieski spod góry Wdżar.
Szlak niebieski spod góry Wdżar
Ruszamy w stronę góry Wdżar z parkingu na Przełęczy Snozka. Niebieski szlak zakręca łagodnie i łukiem prowadzi wokół góry. Pogoda trochę nas straszy. Mimo mgły i gęstych chmur możemy dostrzec Pieniny! Droga lekko wznosi się ku górze. Przechodzimy przez wąski pas lasu i znów niespiesznie zboczem góry. W oddali na zboczu Lubania zamajaczyły kolorowe punkciki. Monia rzuciła hasło: Łowiecki!!! Wtem wszyscy dostaliśmy niespotykanej werwy i ruszyliśmy pędem przed siebie. Punkciki stawały się coraz wyraźniejsze i po chwili nie mieliśmy już wątpliwości: na zboczu Lubania leniwie przesuwa się stado owieczek!
Oj, działo się! Juhas nieco zaskoczony, nie bardzo wiedział co z nami począć. Rozpoczęła się dłuuuga sesja zdjęciowa. Z pewnością trwała by jeszcze dłużej , gdyby nam się modelki nie rozpierzchły. Pojawiły się dwa psy pasterskie i jeden mały kundel. Zeżarły mi śniadanie i odprowadziły nas do lasu.
Jeszcze jedno spojrzenie na górę Wdżar i ruszamy dalej.
Następne pół godziny ciągnął się za nami przecudny widok na Pieniny a droga szła coraz bardziej pod górę. Ponieważ co kilka dni intensywnie pada, mieliśmy tu niełatwe podejście.
Na szlaku błotko, które nie zawsze da się ominąć. Spływająca woda wypłukała ziemię i utworzyła prawdziwe wąwozy korzeniowe. Ponad dwie godziny zajęło nam dojście na Kuternogową (956 m n.p.m.)- szczyt należący do Pasma Lubania.
Wychodzimy z lasu mijając ruiny bacówki. Niewiele po niej zostało, prawie same fundamenty. Teraz czeka nas wymagający odcinek i spore przewyższenie.
Po czterech godzinach wędrówki wyszłyśmy na polanę Wierch Lubania. Najpierw przeszłyśmy koło samotnego krzyża. Ponieważ całe Gorce są usiane grobami partyzantów, zrozumiałam, że ten krzyż to również prawdziwy bądź symboliczny partyzancki pochówek. I nie myliłam się. W czasie II wojny światowej, podczas obławy zginęło tu dwóch żołnierzy AK.
Kawałek dalej znajduje się Studencka Baza Namiotowa, działająca tu od lat 60-tych. Jest tam również wiata turystyczna z piecem, wyposażona w komplet naczyń. Zrobione z desek podwyższenie umożliwia spanie. Całkiem nieźle zorganizowane. Już od strony bazy widać wieżę widokową na Lubaniu. Obok wieży jest krzyż, który stanowi w szczególnych okolicznościach ołtarz. Podobno msze odprawiał tu św. Jan Paweł II i ksiądz Tishner. Z wieży rozpościera się widok na Pieniny, Tatry, Beskidy i Gorce.
Widok z czterech stron jest opisany na tablicach. Na ostatnim poziomie znajdziecie skrzyneczkę z pieczątką.
Droga powrotna nas wykończyła. Zbierały się ciemne chmury i wspólnie uzgodniłyśmy, że musimy przeczekać burzę na wieży. My, sierotki, zamiast zejść na dół i schować się we wiacie, która jest do tego przystosowana, zaszyłyśmy się na ostatnim poziomie wieży. To był duży błąd. Zewsząd wiało i zacinało gradem po plecach. Zmarzłam jak przysłowiowy pies a na ręce założyłam zapasowe skarpetki, żeby mi paluszki nie odpadły… Tego dnia pobiłam rekord w schodzeniu z góry. Pierwszy raz MÓJ czas pokrył się z czasem wg mapy!